sobota, 28 lutego 2015

Spacer

Dzisiaj koło południa wybrałam się na spacer w poszukiwaniu bazi. Ale nie takich pierwszych lepszych, małych i szarych. Trzeba poszukać tych dużych i puchatych, zielonych albo czerwonych. Są wtedy takie misiowate :p Dobra, ale tak na poważnie to fajnie się spacerowało bo była cudowna pogoda.



Przed chwilą skończyłam ciasto z masą toffi. Jutro dodam przepis jeśli zrobię ładne zdjęcia :)

PS. I najważniejsza rzecz dzisiaj. Mamy brąz w drużynie na Mistrzostwach Świata w Falun!!!

piątek, 27 lutego 2015

Pływak ze mnie doskonały

Godzinę temu wróciłam z basenu. Przepłynęłam półtorej długości na cztery razy w między czasie się podtapiając. Myślałam, że już stanę na schodku niestety okazało się, że jednak nie mam gruntu pod nogami. Ale dałam radę. Dowiedziałam się również ciekawej rzeczy, iż pływając żabką najpierw idą ręce potem nogi. A ja wiosłuję jednocześnie. I nie oddycham -.-

Ostatnio znalazłam zdjęcie które chyba przerabiałam jak mi się strasznie nudziło. Jest dziwne ale wyszedł całkiem fajny efekt :p



czwartek, 26 lutego 2015

Uśmiech proszę!

Dzisiaj z nic się nie działo. Kompletnie. Oprócz tego, że z Iwą tańczyłyśmy na środku korytarza do muzyki z radiowęzła. Poza tym nic.

Ostatnio narodziła się na biologii mała tradycja. Może głupia ale, że jestem fanką wszelkich zdjęć, mi ona pasuje. W sumie, to przed biologią. Jakoś tak weszło nam z Pauliną w nawyk, że wyciągam telefon (albo kradniemy koleżance, która ma lepszy aparat) i po prostu strzelamy sobie serię zdjęć. Może to jest głupie ale jak się je potem przegląda, to wywołują mega uśmiech na twarzy :)



środa, 25 lutego 2015

Jedno z marzeń

Moim marzeniem zawsze było podróżować. Bliższe czy dalsze wyprawy, nieważne. Niestety nie było mi dane jak dotąd zbyt wiele świata zobaczyć. Nie byłam nigdy za granicą (spływ Dunajcem po słowackiej stronie się nie liczy) i w Polsce też za wiele nie widziałam. Byłam kilka razy w Krakowie, i całkowicie to miasto do mnie nie przemówiło. Raz, w podstawówce, byłam w Warszawie, niewiele pamiętam ale wiem, że mnie zachwyciła. Chciałabym tam wrócić. Nad morzem byłam trzy razy, w tym dwa w Ustce. Te wyjazdy bardzo dobrze wspominam bo poznałam wspaniałych ludzi. No i we wrześniu byłam we Wrocławiu gdzie zobaczyłam ogród japońskistarówkę i niesamowitą fontannę multimedialną.

Wrocław 2014

W tym roku szykuje się naprawdę sporo wyjazdów. Możliwe, że w najbliższych dniach znowu pojadę do Łodzi. Pod koniec marca planuję odwiedzić stolicę. Jeśli nagle coś komuś się nie odwidzi w mojej cudownej klasie, w kwietniu jedziemy do Budapesztu. W lipcu, bardzo możliwe, że pojadę do Londynu i jeśli znajdę wolną chwilę, też do Łodzi. I bardzo możliwe, że we wrześniu znowu pojadę do Wrocławia. 
Ja nie mam nic przeciwko, jeśli te wszystkie play by wypaliły, byłabym bardzo szczęśliwa. Taki pierwszy, ale dość duży krok w stronę marzenia o podróżowaniu.Mam nadzieję, że będzie ich więcej :)

Warszawa 2010

wtorek, 24 lutego 2015

Elizabeth i pan Darcy

Dzisiejszy dzień w telegraficznym skrócie. Byliśmy z klasą w sądzie. Cztery godziny. Każdy zawsze narzeka, że sprawy są nudne, typu podpalenie śmietnika itp, więc my mieliśmy stosunkowo ciekawą rozprawę o bójkę dwóch chłopaków którzy byli w naszym wieku. Chyba ciekawą, bo bardziej byłam zajęta wyszukiwaniem wygodnej pozycji na tej twardej ławce, w której nie bolałby mnie kręgosłup, szyja, ramię i inne części ciała. Nie znalazłam.


Kiedy wróciłam do domu, zjadłam i zaczęłam skakać po kanałach w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Akurat zaraz miało się zacząć "Duma i uprzedzenie". Miałam w planach to oglądnąć ale jakoś wcześniej nie mogłam się zebrać. Trafiłam na najnowszą wersję z Keirą Knightley. Jak zaczęłam oglądać od pierwszej sceny, tak nie mogłam się oderwać do końca. W międzyczasie znajoma napisała mi sms'a, na którego odpisałam nawet nie patrząc na ekran telefonu. Cudowny film, główni aktorzy tworzą niesamowitą parę, całość jest zagrana z lekkością i dowcipem.


Podczas tej sceny powtarzałam tylko: pocałuj ją, pocałuj! Nie pocałował. Nie pocałował ani razu w całym filmie.


Zaznaczam, że książki jeszcze nie czytałam, ale teraz wiem, że muszę. Film zrobił na mnie ogromne wrażenie. Zrobiłam mały błąd najpierw oglądając, dopiero potem zamierzać czytać ale co się stało to się nie odstanie. Może i dobrze, bo mógłbym się nie zabrać w końcu ani do filmu, ani do książki. W każdym razie, kto jeszcze tego nie zna, musi koniecznie zobaczyć. Obiecuję, że nie będzie żałował.

poniedziałek, 23 lutego 2015

Komunikacja miejska

Dzisiaj pierwszy raz w tym roku odpaliłam skuter. Stęskniłam się za nim przez zimę. Niby nic nadzwyczajnego ale fajnie było sobie trochę pojeździć. Nie musiałam czekać na autobus. Niby miasto a komunikacji miejskiej nie uświadczysz. Bo po co komu. Przecież pewnie nikt ze wsi nie będzie chciał przemieścić się do centrum. No wcale.


Chyba każdy już wie, że "Ida" dostała Oscara. W tej chwili to jakby stwierdzić, że jest ciemno. Już każdy  ma dość tych rewelacji. Ale jakby do was nie dotarło: Ida ma Oscara, OSCARA, Ida, IDA, Oscara, Oscara, Ida, IDA, IDA, IDA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Idąc tym tropem John Legend i Common też dostali Oscara. Za piosenkę. I muszę przyznać, że jest ona całkiem niezła (wiem, przyznaję się, to było bez sensu).

niedziela, 22 lutego 2015

Przebiśniegi

Zakwitły przebiśniegi a instagram zalała masa ich zdjęć. Powoli wychodzą z ziemi też tulipany i hiacynty. Zaczyna się prawdziwa wiosna. Dość wcześnie ale nie narzekam. Ostatnio mamy naprawdę piękną pogodę. Od razu jest więcej chęci do działania i człowiek ma bardziej pozytywne nastawienie. W tamtym roku wiosna zaczynała się w marcu, chyba nawet o tym był mój pierwszy post na blogu. Nie wiem czy te zmiany klimatycznie idą w dobrym kierunku, ale mi jak na razie na pewno nie przeszkadzają :)



Polecam oglądnąć. To tylko 23 sekundy a pozytywne nastawienie zapewnione na cały dzień :)

sobota, 21 lutego 2015

Jak można nie transmitować ceremonii dekoracji Mistrzostw Świata?!

No ja się pytam jak?! Ja rozumiem, że nie było na podium Polaka, ale szanowny pan Freund był drugi bo pokonał go Norweg, Velta, i to należało pokazać. Studio komentatorskie było, spod skoczni, a dekoracji nie mogli pokazać. Jestem oficjalnie zbulwersowana.
Jeszcze nie byłam na Facebooku, ale podejrzewam, jestem wręcz pewna, że Żyła napisał coś w stylu: lepiej tego nie komentować. Tak pisze prawie po każdym skoku w tym sezonie. Co do reszty chłopaków, to całkiem nieźle. Stoch trochę się nie popisał, ale od początku mówił, że ta skocznia mu nie pasuje. Klimek spanikował i nie wytrzymał presji, że musi utrzymać dziesiąte miejsce. Ale w sumie na koniec i tak było dobrze. I Ziober. Ziober, jak na swoje możliwości, skakał super.

Kot też jest zawiedziony brakiem transmisji

piątek, 20 lutego 2015

Fall Out Boy

Piątek, piąteczek, piątunio!!! Marzyłam o nim. Dzień był całkiem miły, pogoda cudowna przez co postanowiłam wracać do domu na piechotę. Zajęło mi to pół godziny, ale lepsze to niż nic. Zwłaszcza, że ostatnio jakoś nie mogę wybrać się na siłownię. A wakacje coraz bliżej :p

Potem przyjechała Iwona i trochę posiedziałyśmy, pogadałyśmy. W sumie nic specjalnego ale fajnie było spędzić z nią trochę więcej czasu. Nie widziałyśmy się przez całe ferie.

stare ;)


Jak byłam w Łodzi, oglądałam z siostrą "Big Hero 6". Bajka, jak bajka, raczej mnie nie zachwyciła chociaż, nie powiem, wzruszyłam się, kiedy robot oddał życie za chłopaka. Ale najlepsza z niej była muzyka. A ja, jako super zorganizowany człowiek, dopiero wczoraj przez przypadek zobaczyłam w notatniku, żeby jej poszukać i znalazłam tą piosenkę. Pierwszy raz o Fall Out Boy usłyszałam kiedy z Iwoną śpiewałyśmy karaoke przed świętami. Potem jakoś nie poświęciłam więcej uwagi temu zespołowi. Znajoma mówiła, że mają niezłą muzykę. Coś tam posłuchałam na yt ale nie przypadli mi do gustu. Jakie było moje zdziwienie, że to oni nagrali soundtrack do "Big Hero 6". Ta piosenka jest genialna. Po prostu.

czwartek, 19 lutego 2015

Ryż o smaku pistacjowym

Wczoraj nie było posta. Zwyczajnie wyleciało mi z głowy. Przypomniałam sobie o nim dopiero, jak już szłam spać. Nie chciało mi się już odpalać mojego rzęcha. tak więc posta nie było. Nikt oprócz Iwony nie zauważył nowej fryzury. Zresztą, może to i lepiej. Jestem siwa i same fryzura przypomina wczesne emo, tzn. ja już chcę, ale rodzice jeszcze nie pozwalają -.- Kupię jutro szamponetkę i spróbuję je trochę przyciemnić. Bo z emo na razie nic nie mogę zrobić. Więcej nie pozwolę się tak skrzywdzić :p

Z okazji tego całego szału na zdrowe odżywianie, postanowiłam, że zamiast batoników, będę brała do szkoły jogurty. Ale, że owocowych nie lubię to próbowałam poszukać jakiejś alternatywy. Moim faworytem nadal pozostaje owsianka z Bakomy bo ostatni zakup, ryż o smaku pistacjowym, to była porażka. Kupiłam go tylko dlatego, że dawno, dawno temu mama przywiozła mi z Wiednia czekoladę pistacjową i była pyszna. Zjadłam na raz. Ryż już tak dobry nie był. Rzekłabym wręcz, że ohyda.



wtorek, 17 lutego 2015

Światowy Dzień Kota

Złe samopoczucie z wczoraj pozostało do dzisiaj dlatego zostałam w domu. Przyjechała znajoma fryzjerka i siedzę teraz z farbą na głowie. Nareszcie! Miałam już dość moich włosów. Były za długie i z pięciocentymetrowymi odrostami. Teraz postanowiłam troszkę je przyciemnić. W sumie jestem ciekawa efektu końcowego :)

8 lutego, w Galerii Łódzkiej odbyła się wystawa kotów rasowych. Zorganizowana została z okazji Światowego Dnia Kota, który jest obchodzony w Polsce i we Włoszech właśnie dzisiaj. Masa małych, lepkich rączek musiała pogłaskać każdego futrzaka po kolei i nie dało się nawet zrobić zdjęcia. A można było zobaczyć prawdziwe ślicznotki, na przykład Maine Coony czyli takie tam 12 kilo żywej wagi. I tak najbardziej urocze były kocie maluchy :D

 Maine Coon

 Bryt?

 Maine Coon

 To też

 Bryt

To nie świerzb, to kot-owieczka


poniedziałek, 16 lutego 2015

Poniedziałek

Poniedziałki są okropne. Dwa tygodnie wolnego a i tak po tylko siedmiu lekcjach jestem wykończona. Przyszłam do domu i poszłam spać. Jestem kompletnie nie do życia. Jeszcze byłam na korkach z matmy. A tak piździ na dworze, że nie chce się nawet czubka nosa wystawiać za drzwi. I jeszcze muszę na jutro ogarnąć angielski. Chcę spać!
Ale, że miałam doszukiwać się pozytywów w życiu, dodam tylko, że dostałam piąteczkę z biologii. I z tego powodu jestem z siebie bardzo dumna :)


niedziela, 15 lutego 2015

Loty w Vikersund

Przed chwilą zmieniłam w ustawieniach bloga widok prywatny. Ale w sumie z niego zrezygnowałam. Sama widzę, że tego co piszę nikt nie czyta więc dużej różnicy by to nie sprawiło. A może znajdzie się gdzieś jakaś zabłąkana duszyczka która będzie chciała czytać moje wynurzenia. Blog jest mój i mogę publikować na nim co tylko zachcę i nikogo nie zmuszam do czytania.

Przechodząc do głównego tematu posta. Dzisiejszy dzień upłynął pod znakiem "sportu". Najpierw skoki, przy czym ogromnie żałuję, że wygrał Freund. Nie lubię go. I szkoda było mi Fannemela bo oddalił naprawdę piękny skok w pierwszej serii.
Potem oglądałam jakiś mecz Barcelony w lidze hiszpańskiej. Gol Suareza był świetny. Szkoda, że nasi tak nie potrafią, a jeśli jednak, ukrywają to doskonale przed przeciwnikiem.

To chyba tyle. Zaraz się spakuję, bo jutro do szkoły. Ferie się skończyły, a ja cudownie ozdrowiałam... Więc pakuję manatki i jutro wstaję o 5.23. Niby trzeba wcześniej ale jest to dla mnie cel nie do osiągnięcia więc się nawet nie oszukuję.


PS. Pozdrawiam dwóch komentatorów którzy jako jedyni komentowali moje ostatnie, codzienne posty :p

sobota, 14 lutego 2015

14 luty

Rano, kiedy wstałam, dostałam piękny bukiet róż od... taty. I czekoladę. Na moją zgubę. Potem pomagałam mamie w przygotowaniach na imprezę. Posprzątałam, popilnowałam gotującą się zupę i kiedy goście przyszli ewakuowałam się do swojego pokoju. A i tak nie dają mi spokoju. To zrobić im zdjęcie, to włączyć zdjęcia na telewizorze, znaleźć płytę. Co chwilę coś. A chciałam spędzić walentynki spokojnie, w towarzystwie dwóch spłukanych dziewczyn i jakiegoś głupiego filmu który muszę obejrzeć na angielski.

Szczerze powiedziawszy lubię to święto. Raz udało mi się spędzić je w towarzystwie chłopaka, tak najczęściej jestem sama ale nie rozumiem trochę nienawiści singielek do 14 lutego. Ja myślę przyszłościowo. Jakby ktoś kiedyś chciał spędzić ten dzień ze mną, myślę, że byłoby miło.

Poza tym nie ma co się smucić bo dzisiaj jest też inne święto. Urodziny ma Jurij Tepes. Zbytniego prezentu sobie dzisiaj nie sprawił w Vikersund ale może jutro się poprawi. Będę mu dmuchała pod narty. Ogólnie bardzo lubię Słoweńców, są bardzo sympatyczni. Prevc oddał tak piękny skok, szkoda, że nie było telemarku. Lądował na już na wypłaszczeniu, wiec można mu to ewentualnie wybaczyć. Tyle ulecieć, łoooooooo. Ja ich naprawdę podziwiam. Tak rzucić się w przepaść. Byłam kiedyś na Wielkiej Krokwi, na górze. Nie mam lęku wysokości, ale ja bym się nie rzuciła tak z górki. Nawet z nartami przytwierdzonymi do nóg. Z resztą dla mnie żadna różnica czy z czy bez. Nigdy.




piątek, 13 lutego 2015

Zabawmy się w pogodynkę

W ostatnią niedzielę zaczął bardzo mocno sypać śnieg. W poniedziałek padał nadal. W wtorek przestał a na następny dzień padał deszcz. Trochę się ociepliło i dzisiaj w cieniu było plus siedem. W słońcu koło dwunastu. Z tego co patrzyłam na prognozę, taka temperatura powinna się utrzymać przynajmniej do końca lutego. O marcu nie wspomnę. Mnie taki stan rzeczy absolutnie nie martwi. Jeśli naprawdę przewidywania się sprawdzą, niedługo będę mogła wstawać do szkoły godzinę później. I wracać wcześniej, bez konieczności czekania na zatłoczony autobus.

21 marca '14
A dzisiaj miałam uczyć się jeździć na nartach. Skończyło się na pieczeniu sernika na jutro dla gości.

czwartek, 12 lutego 2015

Bo marmolada była gorąca

Witam
Takie dzisiaj były fajne plany. Miałam z Iwoną iść na lodowisko, potem do mc'a. Niestety pozostały one tylko planami. Tata był chory i pozarażał wszystkich w domu. Siedzę teraz i dycham. Z tych nudów usmażyłam pączki. Nawet dobre. Potem oglądałam kolejny raz Minionki.
A co do tytułu. Musiałam spróbować jak jeszcze były gorące.


Mini pączki z marmoladą

- 0,5 kg mąki pszennej
- 45 g drożdży
- 0,5 szklanki cukru + 2 łyżki do rozczynu
- 7 żółtek
- opakowanie cukru waniliowego
- 100 g rozpuszczonego masła
- szczypta soli
- 20 ml rumu
- olej
- marmolada

1.  Drożdże utrzeć z 2 łyżkami cukru i dodać podgrzane mleko. Odstawić do wyrośnięcia na 25 min. Do miski przesiać mąkę, robić wgłębienie. Wlać rozczyn. Wymieszać.
2. Żółtka utrzeć mikserem z cukrem i cukrem waniliowym. Wlać do ciasta. Dodać sól i rum. Wyrabiać do momentu połączenia się wszystkich składników. Na koniec dodać masło.
3. Ciasto delikatnie oprószyć mąką i przykryć ściereczką. Odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (ma podwoić swoją objętość).
4. Wyrośnięte ciasto zagnieść, wałkować na grubość ok 1,5 cm. Wycinać krążki (ja wycinałam zwykłą szklanką). Nakładać marmoladę na środek krążka i dobrze zakleić. Uformować kulkę. Układać na desce oprószonej mąką. Odstawić do wyrośnięcia na ok. 20 min.
5. W garnku rozgrzać olej. Smażyć pączki na złoty kolor i wyciągać na talerz wyłożony ręcznikiem papierowym. Posypać cukrem pudrem. Smacznego :)




środa, 11 lutego 2015

Tosty

Dzisiaj z mamą byłyśmy we wszystkich lumpeksach w mieście, tylko nie w tym co chciałyśmy. W sumie nic nie kupiliśmy bo w jednym wszystko było zniszczone i sprane a w innym znalazłyśmy tylko puste wieszaki bo dostawa była w poniedziałek. A chciałam dodać jakąś fajną fotkę upolowanych rzeczy. I lipa.

Po paru godzinach latania wróciliśmy do domu i zrobiłam pyszne tosty. W sumie nie wiem czy one były naprawdę tak pyszne czy my moze byliśmy tak głodne. W planach miałyśmy też gołąbki bez zawijania i pączki ale stanęło tylko na tym pierwszym. Pączusie usmażymy jutro.





Najpierw disco polo teraz Tokio Hotel. Mój gust muzyczny idzie definitywnie w złą stronę :/

wtorek, 10 lutego 2015

Kogo ja oszukuję

Wpadłam na genialny pomysł, może już kiedyś, ale teraz postanowiłam wcielić go w życie. Chcę postarać się pisać codziennie. Jest to związane z pewną rzeczą. Tak jak pisałam w Sylwestra, dni uciekają nie wiadomo kiedy. Chciałabym zacząć dostrzegać małe a ciekawe rzeczy w życiu. Teoretycznie można by wziąć zeszyt, walnąć tłuste "DZIENNIK" ale internet skłania do większej systematyczności. Z doświadczenia wiem, że pamiętniki nie wypalają. Na pewno nie w moim przypadku. Tu nie chodzi o czytelników, bo pewnie tego i tak nikt nie będzie czytał a w czasie szkoły i tak nie mam czasu na spam.

Przed chwilą musiałam coś znaleźć dla Iwony i przypomniałam sobie, ze mam to zapisane w moim "dzienniku" pisanym na przełomie podstawówki i gimnazjum. Fajne wspomnienia. W sumie nie za wiele tam pisałam, większość to wycinki z gazet i rysunki Agaty wykonywane w podstawówce, kiedy siedziałyśmy razem. Ale jak już coś pisałam, to było tak bardzo złe i bez sensu. Błędy młodości...



Właśnie jedno z dzieł Agaty

Najlepszy remix :)

poniedziałek, 9 lutego 2015

Łódź: Impro Atak!

Dzisiaj wróciłam od siostry z Łodzi. W sobotę chłopaka Kasi kuzyna kuzyn zadzwonił, czy nie chcielibyśmy biletów do teatru. Chętnie skorzystałyśmy z okazji, we dwie, bo niestety bilety były tylko dwa. A pytałam siostry przed wyjazdem czy brać coś eleganckiego. Nie trzeba. Jasne... Na miejscu stwierdziłam, że w porównaniu do innych, wglądam mało hipstersko. Spektakl miał nazwę Impro Atak! i był... improwizowany. Aktorzy pytali widzów o miejsce akcji, bohaterów oraz rozdali karteczki na których mieliśmy napisać pierwsze zdanie jakie nam przyjdzie do głowy. Później czytali je w czasie przedstawienia. Wynikały z tego bardzo śmieszne sytuacje. Całość była bardzo zabawna, tak bardzo, że panie za mną wprost zanosił się śmiechem. Dopiero później siostra powiedziała, że obie miały piersiówki i popijały sobie w trakcie. Co wiele wyjaśniało. Kultura przede wszystkim.


 Taki tam kościółek

Zakupy w Manufakturze


Nie oceniajcie. Tak piosenka ciągle za mną chodzi. Wiem, że niewiele z Was oglądało piłkę ręczną, ale jeśli ktoś, to czy nie uważacie, że on jest podobny do Landina (bramkarza reprezentacji Danii)? Bo jest. Serio.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Brąz przez Szybę i migające bębenki

Wczoraj zakończyły się Mistrzostwa Świata w Piłce Ręcznej Mężczyzn 2015 w Katarze. Na temat gospodarzy się nie wypowiem bo po prostu (jeszcze) nie oglądałam żadnego meczu z nimi. Akurat kiedy nasi z nimi grali byłam poza domem i nie miałam możliwości oglądać ale znałam wynik w miarę na bieżąco bo znajoma pisała mi sms-y jak działo się coś ciekawego. Chyba wszystkie pozostałe widziałam, jeśli nie całe to przynajmniej drugą połowę. Na każdym bardzo, bardzo mocno trzymałam kciuki i byłam najlepszym doradcą Biegler'a nawet jeśli on o tym nie wiedział.
Przechodząc do naszego małego finału. Byłam akurat sama w domu i trochę mnie emocje ponosiły. Niedużo brakowało, żebym skakała po ścianach. Powstrzymywało mnie tylko to, że straciłabym telewizor z oczu. Myślę, że cała wieś słyszała jak kibicuję. Ostatnie minuty podstawowego czasu gry to był horror. Jak zwykle zresztą bywa to w przypadku naszej drużyny. I ja mówiłam, podajcie piłkę Szybie, on rzuci. I co? I rzucił! I dogrywka. I Syprzak. Gol. Wygrana. Medal. No uwielbiam ich...


Finał oglądałam ale już nie wzbudził we mnie takich emocji jak mecz wcześniejszy. Oczywiście, mimo, że nie darzyłam Francuzów zbytnią sympatią, to oni byli oni dla mnie bezsprzecznym faworytem. Z wiadomych powodów.  A po dekoracji to do biało-czerwonych podeszli najpierw pogratulować. Nie, żeby coś. Ale do nas podeszli NAJPIERW. A Katarczycy stali i patrzyli.

Ceremonia wręczenia medali była śmieszna. Ci Arabowie z migającymi bębenkami. Taka trochę wiejska dyskoteka z tego wyszła.
Pan komentator powiedział po meczu, żeby iść do sklepu kupić Przegląd Sportowy z plakatem z naszymi medalistami. No to dzisiaj poleciałam specjalnie i kupiłam. I teraz plakat wisi na środku ściany :)

Wymazali Rojewskiemu twarz :/

Nie dam znowu "We are the champions" bo to było jak wygraliśmy w siatkówkę. Teraz dodam rekcję Szmala na medal. Ona wyrażają więcej niż tysiąc słów.